Pewien francuski autor napisał kiedyś: plus ça change, plus c’est la même chose. Być może nie w każdej dziedzinie naszego życia jest prawdą, że im bardziej coś się zmienia, tym bardziej pozostaje tym samym, ale w rzeczy samej bardzo często możemy zaobserwować zdumiewającą prawdziwość tych słów. Za dowód niech posłuży pewien niezwykły dokument znajdujący się w Bibliotece Jagiellońskiej – paszport epidemiczny, wydany w Wenecji w roku 1578, a odnaleziony przeze mnie w oprawie druku z księgozbioru eremitów kamedułów z krakowskich Bielan.
Epidemia COVID-19, która towarzyszy nam od roku 2019, przyniosła ograniczenia, zmiany, innowacje i przetasowania w niezliczonych dziedzinach naszego życia. W zasadzie mogłoby się wydawać, że była to prawdziwa rewolucja w zakresie zachowań i postaw. Coś niespotykanego i bezprecedensowego. Tyle tylko, że takie odczucie może wynikać wyłącznie z faktu, iż przez wiele lat nie byliśmy świadkami epidemii o tak wielkim zasięgu, natomiast wcześniejsze dziesięciolecia, stulecia i tysiąclecia obserwowały je z regularną powtarzalnością. W Europie co rusz pojawiały się zjawiska, które np. w języku polskim określano niezbyt precyzyjnie – z punktu widzenia medycyny – takimi terminami jak „mór”, „powietrze”, „morowe powietrze”, „przymorek” czy „zaraza morowa”. W języku łacińskim używano określeń „malus aer”, „aura pestifera”, „lues pestifera” i wielu innych, spośród których najpowszechniej używany był chyba termin „pestis” – czyli po prostu jakaś zabójcza choroba zakaźna.